19 stycznia 2009

O głupocie ludzkiej i tragediach

Potrzebowałam czasu by ochłonąć przed napisaniem tego posta. Stąd też nie powinno nikogo dziwić to jak dużo czasu minęło od wydarzeń, które mam zamiar przybliżyć. Wpis ma charakter dość osobisty.

W nocy, z piątku na sobotę, 10 stycznia 2009 przy ulicy Kraszewskiego we Wrocławiu wybuchł pożar. A dokładnie dwa pożary. Niby nic nowego, wydarzenie jak każde inne. Choć przykre i tragiczne w skutkach (zginęły trzy osoby) to niestety nie jedyne. Więcej informacji na temat wszelkich okoliczności jest tutaj.

Szczerze przyznam, że się wkurzyłam... Straż pożarna miała obowiązek przyjechać i upewnić się czy ogień został rzeczywiście zgaszony. Człowiek, który na co dzień nie walczy z ogniem, nie ma niezbędnego przeszkolenia, NIE JEST w stanie ocenić, czy niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Ciekawi mnie jakie procedury ma w tej kwestii nasza straż... Gdy pożar rozpętał się na dobre straż jechała na miejsce bodaj 20 minut... Na miejsce gdzie piechotą można dojść w nie więcej niż 10 minut...
Druga rzecz to pogotowie. Brawa dla pani w dystrybutorni. Grożenie konsekwencjami nieuzasadnionego wezwania karetki... Nie znam dokładnej przyczyny śmierci ofiar, ale wiem jak niebezpieczny jest tlenek węgla. 1,28% zawartości czadu w powietrzu już po 2-3 wdechach wywołuje utratę przytomności, a po 3 minutach śmierć. Jeden ze strażaków stwierdził później po wszystkim: "Z naszego doświadczenia wynika, że jeśli tli się wersalka, to na ogół przyjeżdżamy, gdy pożar już się udusi z braku dostępu powietrza, a na miejscu jest ofiara śmiertelna, zatruta tlenkiem węgla". Kamienica na Kraszewskiego to bardzo stary, drewniany budynek. Dym z palącej się wersalki dotarł z drugiego piętra do mieszkania na trzecim piętrze. Ci ludzie prawdopodobnie już wtedy podtruli się tlenkiem węgla... Ratując sąsiadów wydali na samych siebie wyrok śmierci...
Ostatnia sprawa to policja: to skandal, że w nocy niemal nie ma szansy na dodzwonienie się na policję. Być może, gdyby policja się tam zjawiła na wezwanie, gdyby zabrali tę pijaną kobietę (której grozi 25 lat więzienia o ile śledztwo wykaże jej winę) i zmusili straż do zbadania co z tą wersalką... Być może udałoby się uniknąć nieszczęścia... Być może mieszkańcy kamienicy nadal mieliby swoje domy... Być może nikt by nie zginął... Cholerne gdybanie...

2 komentarze:

  1. jeden czytelnik Ci doszedł. Ale nie dzięki konkursowi na blog roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło :D Witam i miłej lektury życzę :)

    OdpowiedzUsuń