Parę tygodni temu pojawił się wreszcie pre-order kolekcjonerki w naszym pięknym kraju. Mają go sklepy takie jak: Empik, gram.pl, Origin (dawne EAStore; kolekcjonerkę w wersji elektronicznej sklep ten miał od początku, ale wtedy jeszcze w cenie ponad 200 zł... a mówią, że w dystrybucji elektronicznej gry są tańsze... tańsze od czego?). Cena sugerowana wynosi 199 zł, ale większość sklepów opuściła ją do 179 zł (gram.pl w tej cenie dodaje jeszcze egzemplarz komiksu Mass Effect: Odkupienie). Empik oferuje grę za 169 zł. Ja już zamówiłam :) A co mi tam! Pierwsza kolekcjonerka z serii Mass Effect na mojej półce, druga kolekcjonerka jakiejkolwiek gry w całym moim życiu (trzecia jeśli liczyć tę pseudokolekcjonerkę z Dragon Age II, którą chyba tylko dla świętego spokoju przechrzczono na Signature Edition).
Cóż zawiera owa kolekcjonerka? No bogata to ona niestety nie jest.
Metalowe pudełko z kobiecą i męską postacią komandor/-a Shepard/-a, artbook, naszywka N7, litografia, drobne DLC, dodatkowa postać i misja, komiks i ścieżka dźwiękowa. Trochę mało. Martwi przenoszenie ciężaru w kolekcjonerkach na dodatki DLC.
Dla porównania tak wyglądała kolekcjonerka w przypadku drugiej części serii:
A tak w przypadku pierwszej części:
Czy tylko mi się wydaje, że jedyny dystrybutor, który miał coś do zaoferowania graczom to był CD Projekt? Mass Effect 2 ma najbiedniejszą kolekcjonerkę - najciekawszym jej elementem jest chyba artbook... Jedynka za to miała nie tylko nieszczęsnego artbooka, ale też koszulkę, podkładkę pod mysz, smycz i pendrive'a. Nie wspominam o kartkach pocztowych i płycie z filmami, bo te można było jeszcze dostać w serii Platynowa Kolekcja.
Drapię się w brodę i zachodzę w domysły: po co pre-order? Jaki jest tego sens dla konsumenta?
OdpowiedzUsuńCzy wydawanie maksymalnej możliwej kwoty tylko dla uczucia, że jest się jedną z pierwszej puli tysięcy osób, które będę poznawać daną grę jest warte zachodu?
Nie rozumiem tego, zwłaszcza iż coraz popularniejsza staje się sytuacja, kiedy produkt po premierze ukazuje masę niedoróbek, bugów i błędów, które przez kolejne miesiące będą łatane (jeśli w ogóle będą - czego przykładem jest choćby seria Stalker).
Ja tam wolę poczekać, aż dany tytuł "ochłonie", zostanie "załatany" i cena spadnie. Wszakże nie tracę nic, a nawet zyskuję.
Niemalże 200zł za grę komputerową? Takie stawki, to ja pamiętam gdzieś na sam koniec lat dziewięćdziesiątych w "renomowanych" sklepach na mieście. Dzisiaj dobrze wiem, że rzadko który tytuł zasługuje na więcej niż sto. Przeważnie z winy wspomnianych wcześniej bugów. Dlatego też olewam tytuły +100zł, póki wartość nie spadnie, bądź pojawi się opcja kupna "z drugiej ręki" (ku zniesmaczeniu producentów, którzy nie dostaną ode mnie wtedy grosza ;)).
"Wreście" dodatki z rozszerzonej edycji. Z tego co widzę nawet broń już jest "sponsorowana przez MakDonald.. ops! N7 chciałem powiedzieć. Jeszcze jedna blaszana puszka pod blatem biurka i makulatura :].
Zamiast wtryniać makulaturę zrobiliby gruntowne beta-testy na kilku poziomach produkcji. Żniwiarze będą mieć uciechę, że ich nemezis znowu utknęło w teksturach..
@Ifrexalis: Dla mnie pre-order ma tylko jeden widoczny sens - zagram natychmiast, zaraz jak tylko wyjdzie i nie będę musiała ruszać tyłka by szukać w sklepie. Na sam tytuł czekam bardzo, to mój numer jeden na liście Must Have XD
OdpowiedzUsuńNiedoróbki to niestety fakt, ale też nie raz już się okazało, że błąd, który występował różnym ludziom na świecie u mnie nigdy się nie pojawił. Tak jak było z Overlord II, gdy trąbili, że bez pada nie da się przejść pewnego etapu, że potrzebny jest patch, który pozwoli bawić się na klawiaturze. Miałam szczęście trafić na promocję, kupiłam grę mimo tych jęków recenzentów, patch żaden wtedy nie wyszedł, bo było tuż po premierze i przeszłam ten wspomniany etap używając klawiatury. Magia, indywidualny zestaw bugów dla każdego czy panowie recenzenci po prostu nie umieją grać? Więc z jednej strony z tymi bugami uważam, że gracze przesadnie piszczą (stare gry też miały bugi, tylko nikt na nie nie zwracał uwagi i nie przeszły do historii w takim stopniu), a z drugiej twórcy powinni na poważnie podchodzić do testowania, bo to co było z Wiedźminem 2 to było lekkie przegięcie.
Większość gier, które posiadam pochodzi z promocji (bo staniały o połowę, bo wyprzedaż, bo do czasopisma dawali), lub tanich reedycji, więc za większość tytułów dałam ok. 30 zł. Raz na jakiś czas pojawia się gra, którą muszę mieć teraz, zaraz, bo się nie doczekam. Sądzę, że na taki wyskok mogę sobie czasem pozwolić ;)
Ani razu w swoim życiu nie wydałam 200 zł na grę ;P Najwięcej to było 169 zł (bogata kolekcjonerka, której elementy służą mi do dziś), no i teraz będzie ten drugi raz za kolekcjonerkę ME3 w Empiku.
Używek nienawidzę. Jestem kolekcjonerem gier i bardzo pilnuję by płyty były w idealnym stanie. Po wielu wielu latach intensywnego użytkowania moje płyty mają tylko delikatne mikroryski, których nie da się uniknąć, a sprzedawane na Allegro czy gdzie indziej używane gry często oceniane na stan "bardzo dobry" czy "jak nowa" okazują się być w gorszej kondycji... Poza tym staram się kupować tylko te gry, o których wiem, że mi się spodobają, więc niech Ci producenci dostaną te pieniądze, na które zapracowali. Do rynku wtórnego nic nie mam.
Dodatki czy raczej "dodatki" w kolekcjonerce w tej cenie trochę bolą, bo ubogo... Ale BioWare i EA zarobią właśnie na takich frajerach jak ja, którzy są wielkimi miłośnikami ich serii i po prostu chcą dać temu jakiś wyraz. Przegapiłam pierwszą kolekcjonerkę, drugiej świadomie nie wybrałam... Trzecia w moim pustym łebku po prostu wydała się rzeczą naturalną i przy tym zostanę.
Może Żniwiarze padną ze śmiechu i będzie chociaż zabawnie ;)
Ano bo z bugami tak już jest, że pojawiają się wszędzie i nie zawsze. Być może Ci co to nadawali na O2 mieli do czynienia z inną wersją (np. językową) niż Ty - tego nie wiemy. Wiemy natomiast jak bywa i nie chodzi tutaj wyłącznie o nowe programy. Wiedźmin dwa? Oczywiście, że MUSIELI to schrzanić (od razu mówię, że NIE grałem, domyślam się). Dawno nie było takiego nacisku na rodzimą produkcję ze strony odbiorcy zagranicznego - więc nasi poszli, zatańczyli jak im zagrano. Zapewne także pieniądze swoją rolę odegrały, bo im szybciej wydanie, tym szybciej dochody (szczególnie przy patronatach). Czytałem różne opinie i wnioski są podobne - za mało klimatu, za dużo efekciarstwa.
OdpowiedzUsuńA czy "używki" muszą być od razu do luftu? Z punktu widzenia prawnego: tak. Z punktu widzenia technicznego: niekoniecznie. Przynajmniej mnie nie zdarzyło się kupić (a muszę przyznać, że kupuję mało) nośnika zaznajomionego z cyrklem, a nawet z ryskami od kurzu - czysto i już. Ludziki chyba wiedzą, że taka bzdura jak płytka może spowodować więcej zamieszania niż jest warta. Często też (nawet zbyt często) spotyka się sytuacje, kiedy ideały sprzedaje Tata, bo synek się znudził wydanym kieszonkowym i nie ma na lizaka..
Doskonale też rozumiem Twoje podejście do obiektu zainteresowania. Doskonale, gdyż mam tak samo, niekoniecznie z grami. Kiedy podobało mi się jakieś anime - wchodziło się w to. Były rupiecie, były strony internetowe, była wiedza wypływająca z tego, korzyści. Były też tysiące złotych wydanych.
A teraz? Dragon Age bardzo mi się podobał - znacznie ponad sto godzin wydanych. Mass Effect mi się podobał - to samo. Tyle iż nie biorę się za kolekcje, gdyż zwyczajnie szkoda mi pieniędzy. Dlatego też takie blogi jak ten są fajną sprawą - wiesz, że coś tworzysz związanego z tym co lubisz i kosztuje Cię to jedynie trochę wolnego czasu. Może jest to trzy tysiące osiemset czterdziesty szósty blog o "tym samym", ale nie ma to znaczenia jeśli czerpie się z tego satysfakcję..
Zestawy kolekcjonerskie. Wydrukować postać na twardym papierze, z drugiej strony szablon pocztowy.. można słać, można zbierać. Oni to wiedzą i właśnie dlatego ceny wysokie, zawartość merytorycznie niska. Problem jest taki, że jeśli się nie nakarmi twórców, to oni mogą sobie porzucić dany tytuł i zrobić inny Albo nawet bezczelnie zbankrutować. Taki motyw Azecki - albo serce się wytnie w ofierze, albo Słońce przestanie świecić - w mniemaniu szaraczka oczywiście, bo jasne jest, że Słońce świecić nie przestanie, a producent zrobi kontynuację jeśli nie schrzanił na początku.
Fajnie jest mieć tę figurkę super-mecha na półce, ale co dalej? Trzeba to to odkurzyć, trzeba tłuc po łapach gości, aby się nie bawili - no jest z tym więcej zachodu.
Ale co innego jeśli się jest namiętnym kolekcjonerem.. wtedy to to jest zupełnie inna historia.