Tytuł w zasadzie nic nikomu nie mówi póki nie przeczyta poprzedniego posta XD Otóż następnego dnia po odebraniu pierwszego szczurka pojechałam kawał drogi po drugiego gryzonia. Oba zwierzaki są zachwycające, a różnią się od siebie jak dzień i noc XD Mam teraz naprawdę dużo czasu na cieszenie się ich obecnością, bo jestem przeziębiona po tych wyprawach... Ale zacznijmy od początku...
Od śmierci mojej ostatniej szczurzycy, Diablo, tęskniłam bardzo do tych przeuroczych futrzaków. Postanowiłam, że po raz kolejny przyjmę pod dach szczury. Tym razem jednak, nie chciałam sklepowca. Zbyt duże ryzyko, że malec będzie bardzo poważnie chory... Mój wybór padł na szczurka rodowodowego (w uproszczeniu często zwanego rasowym). Akurat we Wrocławiu znalazłam hodowlę :) Po wielu perypetiach i tragedii, która miała miejsce w hodowli udało mi się zakupić jednego szczurka. Każdy kto miał szczury wie, że szczur samotny to szczur nieszczęśliwy. Trzeba mu było znaleźć kumpla. Dzięki szczurzemu forum udało mi się znaleźć ogłoszenie o 13 maluchach z Białegostoku do oddania. Pochodziły z tak zwanej domowej wpadki (dziewczyna zakupiła w zoologu szczurzycę, która okazała się ciężarna). Tym sposobem z drugiego krańca Polski przyjechały do mnie dwa małe, czarne szczuraski. Odebrałam je około 5 rano na Dworcu Głównym (zadbałam by malec miał ciepło... Najlepszy dowód jest taki, że on cieszy się dobrym zdrowiem, a ja kicham i kaszlę...). Jeden malec powędrował do mojego znajomego, który potrzebował kompana dla jego osamotnionego gryzonia (jego szczurzy kolega niedawno umarł). Drugi pozostał u mnie. Nie czekał długo na towarzysza. Rasowy gryzoń z hodowli został odebrany przeze mnie już następnego dnia. Ich pierwsze spotkanie przebiegło w zasadzie bezproblemowo i obaj zostali umieszczeni w jednej klatce :) Zasadniczym problemem teraz jest już chyba tylko różnica charakterów...
Wiele osób powiedziałoby pewnie, że szczur to szczur... Każdy jest taki sam i nie ma się czym zachwycać... Otóż jest to bzdura. Każdy jest inny o czym przekonałam się po raz kolejny w swoim życiu. Berek (białostocki malec) jest małym, czarnym łobuzem. Ma 6 tygodni. Jest troszkę strachliwy, ale zgrywa chojraka. Skacze na swojego kolegę, bryka, biega i sprawia wrażenie jakby ktoś wetknął mu w zadek maleńki motorek XD Biszkopcik z kolei to szczurzy arystokrata. Nie dość, że jest gryzoniem z rodowodem, to jeszcze ma nietypową sierść (rex) i kolor futerka (seal point siamese XD). Jest spokojniejszy, odważny, żywiołowy... Udaje, że jest bardzo wybredny (no przecież widzę, że po wysypaniu całej zawartości miski mimo wszystko je co tam było :D). Lubi spać w czym bardzo często skutecznie przeszkadza mu jego kolega. Biszkopcik ma 5 tygodni ale jest sporo większy i silniejszy od starszego współlokatora.
Bez względu na różnice w charakterze i wielki kontrast w wyglądzie te maluchy mają jedną wspólną cechę. To są jeszcze małe dzieci. Szaleją, jedzą, śpią i znów szaleją :D Mam z nimi urwanie głowy, ale gdybym miała jeszcze raz podejmować decyzję jakie chcę szczury wybrałabym tak samo XD Są kochane XD (pewnie do pierwszej pogryzionej poduszki/bluzy etc. :D Wtedy zostaną ochrzczone mianem potwórów, pasożytów i niszczycieli XD).
Szczury są prześwietnymi zwierzętami! Ja sama mam dwa, jeden to Mortimer (Morti xD) a drugi to Brudny Harry xD
OdpowiedzUsuńHarry, czarny większy brat terroryzuje biednego Moritego...Ale tak nie do końca ;) Bo jak się okazuje to Morti jest zaczepny xD
To tak samo u mnie XD Berek zaczepia większego od siebie i silniejszego (choć młodszego XD) Biszkopcika i dostaje XD A mimo to nie rezygnuje z zaczepek XD Są słodcy :D
OdpowiedzUsuń