13 marca 2011

Telekomunikacyjne sentymenty...

Kiedyś nie wyobrażałam sobie jak można wszędzie nosić ze sobą elektronikę bardziej zaawansowaną od komputerów, które posłały w kosmos pierwszego człowieka, a z uzależnienia od telefonu komórkowego śmiałam się w głos. Telefon kojarzył mi się głównie ze sporym, okablowanym urządzeniem, które nijak nie wiąże się z mobilnością. Dziś sytuacja uległa odwróceniu - nie wyobrażam już sobie jak można wyjść z domu bez komórki, a sms-y stały się jedną z bardziej przeze mnie lubianych form komunikacji na odległość.


Zmiany w moim myśleniu następowały stopniowo przez lata, wraz z kolejnymi modelami telefonów, które weszły w moje posiadanie. Obecnie mam już trzecią komórkę z kolei, a na horyzoncie zaczyna gdzieś świtać pomysł zakupu czwartej. A wszystkie te rozmyślania i sentymenty pojawiają się dlatego, że obecny telefon zaczyna się powoli psuć (i tak wytrzymał długo... właśnie minął czwarty rok od zakupu). Ale od początku...

Pierwszy telefon zakupiony w pakiecie startowym ówczesnej Idei (obecnie Orange) dostałam w prezencie od rodziców około 2002 lub 2003 roku. Był to Sagem MW 3026. Aparat o monochromatyczym ekraniku i monofonicznych dzwonkach (wyjątkowo przenikliwych swoją drogą), alarmie wibracyjnym tak silnym, że telefon porywał do tańca wyładowany podręcznikami plecak i baterii tak słabej, że szkoda gadać. Telefon nie był duży, ale dość ciężki... I brzydki jak noc (w owym czasie w produkcji było wiele ładniejszych modeli). Nie było w nim niczego co mogłoby przyciągać uwagę. Maksymalna długość sms-a wynosiła 160 znaków, obudowa bardziej przypominała kiepską zabawkę niż faktyczny telefon. Nic dziwnego, że notorycznie zapominałam zabrać tę cegłę z domu (ku niezadowoleniu moich rodziców). Nawet gry były nieciekawe (nie jestem w stanie sobie przypomnieć ani jednej...). Męczyłam się z tym złomem prawie 2 lata. Odziedziczyła go po mnie moja mama. Niedługo potem zabiła telefon przy użyciu brokułów... Nie pytajcie jak... Ta opowieść sprowadza na ludzi koszmary.

Mimo niechęci do mojego pierwszego aparatu szybko dostrzegłam jego zalety - umożliwiał mi komunikację z rodziną i przyjaciółmi z dowolnego miejsca na Ziemi. Kolejny musiałam więc sobie wybrać sama. Gdy udało mi się namówić rodziców na zakup wybór padł na Siemensa C60 w IdeaMIX (czy jakoś tak) - wtedy wydawał mi się po prostu idealny. Poza tym polifoniczne dzwonki i kolorowy ekranik to było coś. Do tego gry Java (na moim telefonie było Wappo i jedna gierka podobna nieco do Tetrisa - układało się spadające skrzynie... nie pamiętam tytułu, ale przeszłam obie XD), MMS-y, dostęp do Internetu (który szybko okazał się moją zmorą... nie zliczę ile kasy mi ten złom pożarł), sam telefonik leciutki jak piórko, całkiem zgrabny i z możliwością dokupienia dołączanego aparatu fotograficznego i wreszcie możliwość pisania sms-ów dłuższych niż 160 znaków. Czego chcieć więcej? No może tego by wrzucony do kieszeni fon nie dzwonił sam po ludziach i nie rozsyłał im sms-ów. No i może jeszcze żeby sam nie wchodził do Internetu. I żeby był nieco staranniej wykonany...

Gdy w 2006 roku dwuletnia umowa z Ideą (wtedy już chyba Orange... nie pamiętam kiedy zmienili nazwę) dobiegła końca z radością zmieniłam wpierw operatora (od czterech lat jestem zadowoloną posiadaczką numeru od operatora Plus GSM), a potem sam telefon. Tym razem mój wybór był bardziej przemyślany. Poczytałam nieco opinii w Internecie, szukałam czegoś co będzie podręcznym kombajnem. Telefon, mp3 i aparat fotograficzny w jednym. Wybór padł na Sony Ericsson W810i. Telefonik ma wszystko czego potrzebuję, a nawet nieco więcej. Udało mi się na nim nawet książkę przeczytać i oglądać filmy. Telefon wielokrotnie spadał na beton, mókł w deszczu, obijał się po kieszeni o czym świadczą liczne drobne zarysowania na ekraniku i tylnej części obudowy (widziałam jednak młodsze i bardziej zniszczone SE W810i), a jedyne jego wady to świrowanie z SMS-ami (czasem nowe SMS-y zastępowane są starymi, które dawno temu już usunęłam) i rozłączająca się bateria (napchanie papieru w okolice baterii chwilowo wyeliminowało problem).

Jakie będą kolejne modele, które sobie sprawię? Kiedy to będzie? Nie wiem... Sądzę, że obecny fon wytrzyma jeszcze jakiś rok, może dwa. A wtedy się pomyśli. Póki co sądzę, że zostanę przy telefonach Sony Ericsson. Zamarzyła mi się komórka Sony Ericsson Xperia Play, ale jak znam życie to nawet w przyszłym wcieleniu nie będzie mnie na nią stać ;) W Internecie mogę sobie co najwyżej pooglądać zdjęcia ;P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz