23 września 2008

The Dark Knight

Mam takie jakieś swoje widzi_mi_się, że nie przepadam za oglądaniem filmów. Ot najlepsze kawałki i tak w końcu pojawią się w TV, a ja nie mam nic przeciwko temu by poczekać. W kinie bywam więc okazjonalnie. Wyjątki robię dla tych filmów, które naprawdę warto z różnych powodów obejrzeć. Taki był właśnie Mroczny rycerz (The Dark Knight).

Mroczny rycerz jest kontynuacją nakręconego w 2005 roku filmu Batman - Początek. Poprzednika nie oglądałam, więc nie wiem jak ma się jedno do drugiego. Widziałam jednak wszystkie wcześniejsze ekranizacje Batmana i stwierdzam, że obraz stworzony przez Christophera Nolana jest skrajnie odmienny od tego co już znamy. Bruce Wayne nie jest już skrytym w sobie milionerem-odludkiem mieszkającym w mrocznej, starej posiadłości. Teraz to playboy, rekin biznesu i człowiek pewny siebie. Mam wrażenie, że nie jest już tak skrajnie owładnięty żądzą odwetu na światku przestępczym za śmierć rodziców. Sam Batman chociaż wciąż biega w czarnym, uszatym wdzianku z pelerynką też taki jakiś bardziej surowy i poważny... W filmie znajdziemy jednak znacznie więcej znanych nam postaci. Między innymi odświeżono znanego z Batman: Forever prokuratora generalnego, Harveya Denta znanego także jako Dwie Twarze (Two Face). Jednak to nie te postacie sprawiają, że film tak przyjemnie się ogląda... Film niemal całkowicie został zdominowany przez... Jokera.

Two Face z Batman: Forever i z The Dark Knight

Joker wziął się dosłownie znikąd. Nie ma nazwiska, nie wiadomo kim jest. Jego twarz zdobi paskudna blizna układająca się w szeroki od ucha do ucha uśmiech. Paraduje w szytym na miarę fioletowym garniturze i maluje twarz niczym klaun. Do tego jest nieprzewidywalny i impulsywny. Nie zależy mu na pieniądzach, nie da się go szantażować. Sprawia wrażenie człowieka, któremu nie zależy na własnym życiu (ani niczyim innym). Wystawia na próbę psychikę Batmana oraz moralność mieszkańców miasta Gotham. Wydaje się być geniuszem zbrodni, sam mieni siebie siewcą chaosu i przeciwieństwem Batmana.
W rolę tę wcielił się Heath Ledger. Stworzył postać szaleńca, który potrafi z każdego wydobyć jego najgorsze cechy. Rola, o której mówi się, że zasługuje na Oskara. Jaka szkoda, że aktor nie żyje... Zdaje się, że nagrody nie można przyznawać pośmiertnie...

Tyle o postaciach. Sam film jest dobry. Utrzymany w mrocznym klimacie, psuje się pod koniec (patetyczne teksty w stylu amerykańskich filmów zdecydowanie zepsuły zakończenie). Muzyka bardzo dobrze oddaje nastrój scen, efektom specjalnym nie można niczego zarzucić. Akcja wartka, fabuła trzyma się kupy. Nic tylko polecić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz